MAPA CIAŁA – Elżbieta Łubowicz

Wstęp do katalogu z wystawy „Mapa Ciała” w Galerii „Pusta” w Katowicach

Ciało człowieka było już fotografowane niezliczoną ilość razy – to temat, któremu z upodobaniem oddaje się niemal każdy fotograf. Akt kusi wieloma możliwościami wyrazu: pozwala uchwycić i zatrzymać przemijającą urodę ciała, wypowiedzieć swoje zauroczenie cielesnym kontaktem (szczególnie – erotycznym), a także przedstawić człowieka w jego uniwersalnej ludzkiej kondycji, niezakłóconej ubiorem, który zawsze wskazuje na konkretne, jednostkowe okoliczności. Niełatwo jest więc dodać do tego morza istniejących już fotografii coś nowego i własnego, co nie znudzi odbiorcy jeszcze jedną wersją dobrze znanej estetyki, a zaintryguje go i skłoni do refleksji. Radość z kontaktu z serią „Mapa ciała” pochodzi stąd właśnie, że kolejne zdjęcia w miarę ich oglądania wyzwalają rosnące zaciekawienie, a nawet fascynację widza odsłanianiem się nowego świata pełnego tajemnic.

Kadry przypominają nieco „Asymetrie” Zbigniewa Dłubaka ze względu na fragmentaryczność zbliżeń i budowanie iluzji przestrzeni z wykorzystaniem nieostrości obrazu. Dla tego klasyka polskiej fotografii ukazywany przedmiot jest jednak niemal abstrakcyjny: jego wyrafinowany cykl podejmuje przede wszystkim problematykę obrazowania przestrzeni, dotyczy także procesu widzenia świata oraz fotografii jako obrazu. Maria Śliwa opowiada o swoim widzeniu ciała. Ono samo jest niewątpliwie na pierwszym planie, choć w jej pracach ważny jest także proces patrzenia jako zjawisko w działaniu, pokazane jako żywa, fizyczna czynność.

„Mapa ciała” to tytuł, który dobrze przylega do tych fotografii. Są one czymś w rodzaju dokumentu wędrówki wzroku po powierzchni ciała, jak po wielkim, niemożliwym do ogarnięcia w całości kosmosie. Są świadectwem błądzenia po jego obszarze, tak jak błądzi się po mapie, dotykając coraz to innych miejsc i tracąc równocześnie z pola widzenia całą jej resztę. Skupienie uwagi na jednym fragmencie sprawia bowiem, że nierozpoznawalna staje się całość. Obiektyw chwyta moment zatrzymania wzroku na tym, a nie innym drobnym fragmencie ciała, który, pozbawiony kontynuacji, zostaje nagle zobaczony jako część dziwnej rzeczywistości, pokrewnej światu roślin czy krajobrazom. Przywodząc na myśl łodygę lub wnętrze kwiatu, albo zbocze wzgórza, obraz na zdjęciu odbiera ciału część jego cielesności i tworzy obszar zjawisk niepewnych i przedmiotów niezidentyfikowanych. Świat z fotografii Marii Śliwy to świat, w którym tożsamość rzeczy jest płynna. Zachodzą między nimi nieoczekiwane metamorfozy i korespondencje kształtów. Patrząc na te fotografie, widz gubi się w domysłach. Nie wie nigdy do końca, czym naprawdę jest to, co widzi – ciałem, rośliną czy pejzażem?

Obrazy te zwykle nie chcą także zdradzić, który fragment ciała był w konkretnym przypadku fotografowany. Także tutaj pozostawiają widza w niepewności i domysłach. Wydają się ukazywać rzeczywistość, której nigdy nie można zobaczyć do końca, jak na słynnej mapie Borgesa, rozrastającej się w głąb odwzorowywanego przez nią świata. Przybliżenie szczegółu, wizualne wchodzenie w głąb obrazu obecne w „Mapie ciała” tym silniej prowokuje skojarzenie z tamtą mapą, opisaną w opowiadaniu.

W fotografiach z tej serii jest pewna zagadka, która sprawia, że inspirują widza do zastanawiania się zarówno nad naturą ciała, jak i nad specyficznymi cechami obrazu-odbicia rzeczywistości. Na niemal wszystkich zdjęciach powtarza się ta sama intrygująca właściwość: dziwna podwójność obrazu, która nie wiadomo, czy jest naturalnym zjawiskiem symetryczności ludzkiego ciała, efektem lustrzanego odbicia, czy może wynikiem dwukrotnego kopiowania tego samego negatywu. Autorka z premedytacją wykorzystuje tu wiedzę, że symetria naturalnego obiektu nigdy nie jest doskonała. Obiecuje wyjaśnienie zagadki obrazu, ale zwodzi i wyprowadza na manowce. Nigdy nie jesteśmy pewni, czy to, co oglądamy należy do samej rzeczywistości, czy jedynie do jej obrazu, wierny wizerunek ciała wydaje się bowiem często widzowi czystą kreacją i złudzeniem.

Czasem jednak da się rozpoznać jakiś kształt na tyle, że wiadomo, iż jest tu i ciało kobiece, i męskie. W tym pierwszym nie ma jednak nic z tradycyjnie kobiecej miękkości, delikatności i ciepła. Jeśli doszukiwać by się w zdjęciach Marii Śliwy kobiecego ich charakteru, to odnajdzie się go, przewrotnie, gdzie indziej niż zazwyczaj: w kobiecej fascynacji wyrazistością, surowością i siłą. A więc tym, co odmienne i nieosiągalne.

Moc, promieniująca od wewnątrz z tych wizerunków ciała oraz ich wpisanie w związki z resztą natury – z biologią i przyrodą – sprawia, że wygląda ono jakby było niezniszczalne, wieczne. Wydaje się być własną alegorią, niemal pomnikiem ciała. Alegoryczność obrazu zagarnia w strefę swojego oddziaływania także erotyzm, który istnieje na tych fotografiach bardziej jako sugestia i możliwość niż wyrażony wprost sens. Pulsując w nich podskórnie, erotyzm jest tu niczym więcej, jak jednym z przejawów życia, jego częścią. Wpisuje się w hymn pochwalny na cześć życia, którym jest w istocie ta seria zdjęć.

„Mapa ciała” wyłamuje się z popularnego obecnie sposobu użycia fotografii, gdzie najważniejszy bywa kontekst, w którym zdjęcie zostaje umieszczone, natomiast sam obraz jest zwyczajny i oczywisty. Maria Śliwa sięga po obraz fotograficzny nie po to, by uzyskać łatwy i bezproblemowy wizerunek do dowolnego wykorzystania, ale dlatego właśnie, że jest to dla niej obraz nieoczywisty, pełen pytań bez prostych odpowiedzi. Obraz, który może być sprzymierzeńcem w odkrywaniu na nowo tego, co dobrze znane i w uczeniu się dostrzegania wokół siebie przeoczonych tajemnic.

Elżbieta Łubowicz

JESTEM! – Michał Sowiński

O WYSTAWIE :

Odbiorca śledzący uważnie twórczość Marii Śliwy, oglądając bieżącą wystawę może w pierwszym momencie odnieść wrażenie, że Autorka zmieniła swój krąg zainteresowań. Ale po chwili namysłu dojdzie do oczywistego wniosku, iż jest to doznanie pozorne. W kręgu zainteresowań Autorki pozostaje niezmiennie – CZŁOWIEK. W prezentowanej wystawie zmieniona została forma- ale nie treść. Tym razem Autorka przedstawia nam ludzi niepełnosprawnych, mieszkańców Domu Pomocy Społecznej. Ludzi innych, a jednak takich samych. Niewątpliwie można w tym miejscu szukać odwołania do twórczości wybitnej nieżyjącej już artystki amerykańskiej Diany Arbus, która zbliżoną tematyką zajmowała się przez cały okres swej działalności twórczej. Ale – „Arbus pokazała nam menażerię potworów i przypadków skrajnych -większość z nich raziła brzydotą, nosiła groteskowe i odpychające łachy, była w przygnębiającym lub jałowym otoczeniu, a przy tym pozowała – a nawet uczciwie gapiła się w kamerę, porozumiewawczo wpatrując się w widza… … Dzieło jej ukazuje ludzi wstrząsających, godnych pożałowania a także odrażających – ale nie skłania do współczucia dla portretowanych.” ( Susan Sontag -” 0 Fotografii” ). Maria Śliwa podobnych niepełnosprawnych ludzi pokazuje nam w sposób zupełnie od Diany Arbus – odmienny. Z typowo kobiecą wrażliwością patrzy na Nich w sposób ciepły, ale i rozumiejący. W swoich zdjęciach pokazuje nam ich codzienne życie, zainteresowania, przeżycia. Bardzo dobrze, że w swych zdjęciach Autorka zrezygnowała świadomie z klasycznych zasad kompozycji plastycznej, które w tym przypadku przeszkadzałyby w odbiorze tego co w tej wystawie jest najważniejsze – treści. Treści zawierającej przesłanie, iż Ci Ludzie określani niepełnosprawnymi są też – LUDŹMI.

Michał Sowiński

JESTEM! – Stanisław Krawczyk

BLISKO. BLIŻEJ. JESTEM !

W 1994 roku studentka Maria Śliwa podjęła temat w kategorii dokumentu i przekroczyła próg Domu Pomocy Społecznej w Orzeszu. Szok. Opanowanie. Nieznany świat, nieznanych losów, niespotykanych kształtów powoli zbliżał się do niej. Wcześniej dokumen-towała zjawiska podporządkowując je myśli przewodniej, estetycznej linii całości dla zamknięcia cyklu. W świecie, który ją wchłonął stała niema, jak jeden z późniejszych bohaterów (Kazik), bezsilna, próbująca zrozumieć coś, czego na Boga pojąć nie sposób przykładając miary świata prawidłowości i poprawnej wrażliwości. Każdy gest, każde spojrzenie w cen-trum uszkodzonego neuronu jakby trwało zawieszone w czasie, a każde przecież było osobną historią, osobnym losem. Materiał z przed dziesięciu lat zasygnalizowany obecnie wydaje się być raportem stanu faktycznego Domu jednostek dotkniętych chorobą Little’a. Tajemnica bytu pozostała poza kadrem, bo autorka „Wizji” zdawała sobie sprawę z braku odpowiednio dobranych narządów zmysłu, a także niezbędnej wiedzy o logice urojeń. Nie zamknęła jednak tematu, nie wyrzuciła z siebie tamtego świata. Temat dojrzewał. Na pewno wielokrotnie wracała w wyobraźni do bohaterów pierwszego spotkania. Była blisko, każdą myślą była bliżej prawdy egzystencji i indywidualnych historii. Po dziesięciu latach stanęła w tym samym centrum przetrąconych nerwów, porażonych mózgów, ale jakże ciepłych ludzkich uśmiechów, otwartych serc na wrażliwość innych. Teraz dopiero mogła pomyśleć, że jest gotowa, aby opowiedzieć obiektywem marzenia i pragnienia Marcina, Andrzeja, Kazika, Tomka. Całość dopełniają przedmioty, które są elementami codziennej kreacji, a także bodźce świata ze-wnętrznego przetwarzane i wykorzystywane na własny użytek. Za przykład niech posłuży postać Kazika z telefonem komórkowym przy uchu. Przerażający i porażający dla ludzkich sumień jest świat poza cywilizacyjnym biegiem, konsumpcyjnym homo ludens. Czy właśnie nad tym zamyślił się Andrzej? A może z biegnących w niewiadomych kierunkach do zanikającego celu śmieje się Tomek? Dla patrzących i niewidzących autorka umieszcza przypisy, chociaż tak naprawdę komentarze są zbyteczne. Z postaci wydobyła jasny i silny głos: JESTEM. JA JESTEM NA TEJ ZIEMI. O sobie również ma prawo powiedzieć: JESTEM! Cicho, bo patos nie byłby tu na miejscu.

Stanisław Krawczyki

JESTEM! – Jerzy Lewczyński

Fotografia – archeologia losu. Rzeczywistość budząca niepokoje ogarnia wiele zjawisk w życiu i sztuce! Coraz częściej widzimy zniszczone obszary ludzkiej wrażliwości, coraz trudniej zrozumieć nam myśli i czyny drugiego człowieka. Sztuka fotografii może pokazać to co jeszcze nie dotknięte upadkiem wiarygodności istnieje naprawdę. Tą prawdą jest wielka siła ludzkiej życzliwości wobec ludzkiej słabości, choroby czy biedy. Maria Śliwa odbyła pielgrzymkę fotograficzną do Domu Pomocy Społecznej w Orzeszu na Śląsku. To co tam spotkała wykorzystała twórczo do pokazania właśnie siły ludzkiej pomocy i zrozumienia czym jest głęboki ocean psychiki ludzkiej. W Orzeszu istnieje nowy układ społeczny podobny do układu słonecznego z całą jego siłą hierarchii i zależności. Fotografie trafnie nazwane imionami mieszkańców pokazują ludzkie piękno odkryte w losie zakrytym zwałami archeologicznych wykopalisk w świadomości ludzi chorych i bezradnych. Fotografia, która wzrusza od dawna służy człowiekowi w jego ziemskiej wędrówce. Tu jest to uśmiech człowieka, który zrozumiał, że to co robi czemuś służy, że to co robi to udział w losach innych ludzi. Patrzcie co potrafię, patrzcie jaki jest ten mój „teatr codzienności”, bo tylko to mogę Wam pokazać. Fotografia społeczna od dawna w Polsce przechadza się po gościńcu ludzkich losów. Na naszym Śląsku ten los zasypywany jest upadającym przemysłem i ludzkim poniżeniem często za 400 zł. Tym bardziej widać talent Artystki, która odsłania sceny z życia naszych Braci w Domu Pomocy Społecznej w Orzeszu. Monodramy Kazika, Andrzeja, Tomka i Marcina dzieją się w chwili gdy niepewni jutra zaczynamy zazdrościć im ucieczki w świat własnej wyobraźni i ludzkiej przydatności! Fotografie podkreślają znaczące zjawisko naszego życia społecznego wybiegające poza przedstawiony temat. Każdy z bohaterów buduje sobie gniazdo własnych zainteresowań i tylko u siebie czuje się dobrze i pewnie. To zjawisko można dziś zauważyć u wielu ludzi uciekających od świata XXI wieku, gdy tak trudno o wiarygodność faktów i uczuć. Tylko u siebie w domu, wśród przyjaciół możemy odreagować ból cisnących nas kajdanów papierowych i elektronicznych. Otoczeni przepisami, instrukcjami i poleceniami, piskiem komórek, lunatycznym obrazem z komputera stwarzamy sobie własny mały świat niepotrzebujący hałaśliwych reklam i sloganów. Nasza ludzka skala wrażeń nie potrzebuje emocji zdobywania kosmosu i widoku sklonowanych drużyn współbraci. Powrót do „własnego kąta” wydaje się najcenniejszym przesłaniem tej wystawy! W Warszawie na Placu Zamkowym widziałem dzieła Igora Mitoraja, pełne dramatu rozdarte rzeźby pomniki. Przypominam sobie Warszawę 1945 r. Z powaloną figurą Chrystusa na bruku. Memento mori! W Centrum Sztuki Współczesnej widziałem fotografie Borysa Michajłowa pokazujące ludzką biedę i poniżenie. To mieszkańcy w ich upiornym „kraju szczęśliwości”! Rybniku widziałem losy ludzi z Domu Pomocy Społecznej w Orzeszu. To wszystko w 2004 roku!

Jerzy Lewczyński

RELACJE – Jerzy Lubczyński

CZARNO-BIAŁY RARYTAS. FOTOGRAFIE. PRAWDZIWE! PIEKNĘ!

A właśnie: czy można używać jeszcze słowa „piękne” dla „jakościowej oceny dzieła”? Można? Czy na przykład w takim kontekście: w pewnej zielonogórskiej galerii pewna rozebrana zupełnie artystka tak PIĘKNIE tarzała się w podrobach, w warszawskiej Zachęcie inna artystka tak PIĘKNIE obierała ziemniaki. Nie zabrakło prasy, radia, telewizji – z właściwą sobie złośliwością zauważa Antoni Pawlak ( Newsweek, 29.12.2002, str.193). Krytycy sztuki mówili o nowatorstwie artystki…O Boże, co ja bredzę. To przez tę przez diabła zapewne wynalezioną zazdrość. Bo ja zazdrośnie patrzę na te prace-fotografie. Piękne prace. Piękne – w tym starym, archaicznym już znaczeniu: bo piękno jest po to, aby zachwycało. Odrzucam twierdzenie, że piękno jest synonimem kiczu. Wartość jest domeną życia. Sztuka powstaje z przeczuć, z obserwacji świata, z wiedzy. Sztuka jest wartością. Prace-fotografie na tej wystawie opowiadają o życiu. To fotografie z fabułą. A przyszłość sztuki-fotografii należy do fotografii z fabułą, fotoopowieści. Misją fotografii jest odkrywanie rzeczywistości. Te prace czerpią z rzeczywistości. Nie są jednak, ot, takim prostym zapisem tego, co jest. Z obserwacji, z umiejętności postrzegania, zdolności wyciągania wniosków pochodzi to, co stanowi zasadę sztuki i wiedzy: sztuka kieruje się ku temu, co powstaje, wiedza ku temu, co istnieje. Intelekt od razu „dostrzega” zawartą w tym treść. Talent pozwala odrzucić wszelki balast. Wynik jest prosty: wystawa, ta wystawa! Czarno-biały rarytas. Współcześni twórcy nie są artystami dlatego, że zostawiają po sobie dzieła sztuki. Współcześni twórcy także nie dlatego są twórcami, że status ich dzieł potwierdzony jest przez krytykę, kanonizowany przez teoretyków i opłacany przez kustoszy. Są twórcami, ponieważ ich twórczość jest prawomocnym udziałem w grach społecznych, jakie prowadzimy przy braku pewności co do wartości, którymi chcemy się kierować. Odpowiadają więc przed nami wszystkimi za to co robią! Bez wyjątku.

Jerzy Lubczyński

RELACJE – Stanisław Krawczyk

W CZERNI I BIELI

Obserwuję fotografie Marii od pierwszych czarno-białych propozycji, od fascynacji dziecięcym zdziwieniem i ciekawością świata, przez rozbijanie struktury przedmiotu w kolorze, zabawy kolorem i powrót do czarno-białego wymiaru, gdzie zaskakuje intelektualną dojrzałością przeciągania światła przez mrok. Czasem po „rembrandtowsku”, jak chiński kaligraf operuje tylno-bocznym światłem, czasem tonalnie we wnętrzu, czasem miękko po fałdach. Nic tu nie dzieje się przypadkowo, nie ma elementów zbędnych, ozdobników z magazynu bibelotów, a co najbardziej urzeka, to kreacja świata w klasycznej triadzie: kobieta, mężczyzna, dziecko – lub kobieta, mężczyzna i trzecia osoba w przytłumionej ostrości, w przymgleniu tajemnicy miłości. Gest oddziela i łączy jednostkowe byty, wyznacza zależności, sygnalizuje pragnienia i niebezpieczeństwa wpisane w płaszczyznę porozumienia z widzem.

Stanisław Krawczyk

RELACJE – Michał Sowiński

Wstęp do katalogu  z wystawy w Galerii B&B w Bielsku-Białej

Już przed laty, znany artysta i teoretyk sztuki – Zbigniew Dłubak napisał: „… artysta, twórca wybiera takie środki wypowiedzi jak: malarstwo, fotografię, literaturę, muzykę, itp., które są mu potrzebne do wyrażenia treści powstałej w strukturze umysłu”. Autorka z premedytacją i z korzyścią dla tej ostatniej wybrała FOTOGRAFIĘ, właśnie do wyrażania owych „powstałych w strukturze umysłu treści”. Prezentowane na wystawie fotogramy są projekcją wizji i przemyśleń Autorki – na płaszczyznę obrazu. Interesuje ją szczególnie CZŁOWIEK, a raczej międzyludzkie więzi. W swych poprzednich wystawach takich jak „Panopticum” czy „One, Oni”notowała w sposób obrazowy właśnie te międzyludzkie relacje, międzyludzkie więzi. Relacje: starość-młodość; radość-smutki, młodość-młodość. W prezentowanej wystawie Autorka postąpiła w swych przemyśleniach krok do przodu. Wprowadziła tzw. „trzecie pokolenie”, które już zresztą było sygnowane w wystawie „Panopticum”. I poruszając się wciąż tym samym krokiem myślowym, stawia podobne pytania. Pytania istotne, o sens istnienia, o sens współistnienia. Prezentowana wystawa nie będzie łatwa w odbiorze. Wymaga od odbiorcy wysiłku mentalnego niezbędnego by nadążyć za tokiem myślenia Autorki. Ale sądzę, że gdy żyjemy w epoce chaosu informacyjnego, gdy spełnia się wizja McLuchana o „globalnej wiosce”, wysiłek taki jest po prostu imperatywem.; by spełniło się klasyczne dla teorii sztuki równanie IDEA ->TWÓRCA->DZIEŁO->ODBIORCA. Autorce życzę dalszego entuzjazmu twórczego dla dobra SZTUKI FOTOGRAFII.

Michał Sowiński

 

RELACJE – Jerzy Lewczyński

Ciało ludzkie w sztuce fotografii ma znaczenie naczelne. Jak tylko pojawiła się możliwość rejestracji rzeczywistości zaraz pojawiły się pierwsze dagerotypy nagich modelek obecnie w cenie kilku tysięcy dolarów! Znakomitości fotograficzne jak Robert Mapplethorpe czy Jock Struges i Andres Serrano z tego tworzywa utworzyli wielki fresk pokazujący czym może być ciało w sztuce-fotografii. Ich talent i odwaga pozwalają i naszym artystom na odkrywcze propozycje: Maria Śliwa uczyniła z tego tematu coś jeszcze innego. Użyła postaci ludzkiej w formie aktu jako znaku i symbolu ludzkich zachowań. Człowiek pozbawiony dekoracyjności okrycia staje się prawdziwszy w swym istnieniu. Jest polem bitwy na którym toczy się ego walka o zaistnienie w życiu. Artystka używa gestów i znaczeń dla zasadniczego pokazania źródła konfliktów i ich subtelnej dramaturgii. Możliwość odczytywania napięć i emocji czyni z fotografii Marii Śliwy cenną propozycję kreacyjnej fotografii. Nasuwa się podobieństwo do ekspresji we współczesnym teatrze ruchu i gestu. Należy podkreślić znakomite operowanie formą i światłem w tym procesie. Przypuszczam, że to tylko początek nowej drogi, którą podąża Artystka. Zwracam uwagę na dużą dozę szczerego liryzmu jak i dynamiki tworzonych obrazów. Widzę dalekie odbicie sztuki Zofii Rydet w jej „Świecie uczuć i wyobraźni”. Człowiek nagi bliżej jest kresowi ziemskiej wędrówki pozostawiając nam w pamięci gesty i znaki swej obecności. Sztuka fotografii Marii Śliwy to po prostu poezja ciała.

Jerzy Lewczyński

PANOPTICUM – Jerzy Lubczyński

Wstęp do katalogu z wystawy w Galerii „Ciasna” w Jastrzębiu Zdroju 

  … ma być krótko, zwięźle i treściwie – nakazał był „galernik”. No to jest krótko, zwięźle i treściwie: Oto prace kobiety, młodej, eleganckiej, wykształconej i utalentowanej, która przyjęła zaproszenie galerii, prezentuje w niej swoją sztukę. Interesującą, ciekawą, dobrą…

Autorka prac oprotestuje z pewnością początek, zwłaszcza owe „oto kobieta”. Ale nic z tego, nie ustąpię. Po pierwsze – przecież to nie pejoratywne. W polskim życiu artystycznym, w polskiej sztuce kobiety od dawna odgrywały szczególną rolę, zwracały uwagę subtelnym wyrafinowaniem myśli, nieraz mocną ekspresją artystycznych dokonań, głębokim i finezyjnym wyrażaniem uczuć. A po drugie – ja naprawdę lubię kobiety. Że „młoda i elegancka”? Mój Boże, młodość! Młodość to prawdziwy dar Boga, podobnie jak talent, do czego jeszcze wrócę. A elegancja to nie tylko ubiór, to także sposób bycia, zachowania. To coś, co się ma w sobie, co można rozwinąć, ale czego nauczyć się nie da. Wykształcona i utalentowana – prawda najszczersza. Prace zaprezentowane na wystawie są rzetelne warsztatowo i artystycznie. Wiadomo: bez sprawności technicznej, bez umiejętności przetwarzania koncepcji artystycznych w formę materialną najpiękniejsze nawet pomysły i wzloty byłyby niewiele warte. Technika, warsztat pełni jednak – tak być powinno, i tak jest w tym przypadku – rolę służebną wobec sztuki, sztuki – fotografii, służy obrazowi. Autorka wie o tym doskonale i wiedzę tę potrafi doskonale wykorzystać. Ot choćby taki drobiazg – perfekcyjne posługiwanie się „głębią ostrości” w pracach z cyklu „Panoptikum”. Ostrości w tych pracach jest tyle, ile trzeba i tam, gdzie jest potrzebna. Skąd autorka wiedziała, że tak być powinno? To proste – autorka ma intuicję twórczą, ma talent, jest artystką. A oto inny drobiazg: artystka nie posłużyła się przy tworzeniu tych prac komputerem, tak modną ostatnio cyfrową techniką przetwarzania, elektronicznymi sposobami montowania-składania obrazu z części w jedną całość, co z pewnością ułatwiłoby jej zadanie, umożliwiło etapową ocenę wyników. Tak było trudniej, ale prace pozostały bliższe fotografii. To zaś świadczy o rzetelności artysty-człowieka. Nie umniejszam w żaden sposób wartości i piękna prac z cyklu „Wizje”. Bliższy jest mi jednak cykl „Panoptikum”. W dobie powszechnego niemal lekceważenia widza, epatowania okrucieństwem i destrukcją, pogardą i tandetą, w obcowaniu z tymi pracami dzieje się coś odwrotnego. To nie widz ogląda prace, to prace „oglądają widza” swoimi czystymi, czasem smutnymi, czasem przerażonymi oczami. Pytają: kim jesteś patrzący nam w oczy człowieku? Kim chcesz być? Kim będziesz? I rzecz oczywista – pytania te stawia autorka. Bo taka jest rola artysty.

Jerzy Lubczyński

PANOPTICUM – Jerzy Lewczyński

Wstęp do katalogu  z wystawy w Galerii B&B w Bielsku-Białej

Maria Śliwa, edukowana w uczelniach polskich i czeskich, stoi nad brzegiem oceanu, w którym toną nieskończone ilości obrazów fotomultimedialnych porzuconych przez ułamki spojrzeń współczesnego człowieka już prawie XXI wieku! To zjawisko tak fascynujące może się poddać tylko temperamentowi naszej Artystki! Trudno prorokować we własnym kraju ale chciałbym wierzyć, że moje słowa kiedyś się sprawdzą i potwierdzą erupcję talentu Marii Śliwy! Bo być artystą w fotografii to konieczność obserwacji zjawisk sztuki nie tylko aktualnej, ale i tej która nadchodzi! Przykłady sztuki-fotografii, które widzimy na wystawie to jak gdyby trzy rodzaje postaw artystycznych, w których zauważamy autorską interpretację rzeczywistości. Najbardziej przekonują mnie zestawy prac nazywane przez artystkę ,Panoptikum” co znaczy ,zbiór osobliwości”. Ten trochę uproszczony tytuł nie tłumaczy w pełni charakteru prezentacji. Te dramatyczne spojrzenie wprost w obiektyw przypominają właśnie pływające w morzu zapomnienia ostatnie spojrzenia-pytania o ludzki los. Odbieram to jako pytanie: ,Dlaczego”? Ta kompozycja dramaturgiczna oddaje trafnie wiele niepokojących pytań, które przynosi dzisiejsze życie. Pytanie ,Dlaczego” wnosi do tej fotografii humanistyczny aspekt oskarżenia wielu zjawisk współczesności! Drugą grupę fotografii stanowią kompozycje abstrakcyjne też według mnie związane z podobnym sposobem obserwowania rzeczywistości, wszak w fotografii budowane one są z elementów rzeczywiście istniejących. Wypowiedź twórcza poprzez formę jest znacznie trudniejsza ze względu na łatwość zarzutu o chaos kompozycyjny czy kolorystyczny. Wydaje mi się, że najlepiej rozumieć te obrazy jako próby poetyckiej interpretacji nastrojów powstałych przy obserwowaniu martwej materii. Warto przypomnieć, że sztuka abstrakcyjna   ma wiele przykładów podobnych dzieł. Fotografie powstałe bez udziału deformacji komputerowej  raz jeszcze potwierdzają urodę świata materii! Ostatnią grupę stanowią fotografie będące elementami fotografii reklamowej a więc sztuki utylitarnej. Tu też Artystka kieruje się podobnymi fascynacjami, kreując formy koliste, refleksy lustrzane i podobne efekty świetlne. Niebezpieczeństwo tkwi w konieczności pozbycia się kanonów malarstwa, gdyż fotografia nie może powielać ,prawd już odkrytych”.  Dwie ostatnie grupy fotografii pozwalają jednak na bardziej ludyczną interpretację!  Wierzę po obejrzeniu wystawy, że Maria Śliwa nie podzieli losu pasażerów ,Titanica” i z oceanu obrazów, fotografii i spojrzeń zachowa własny artystyczny wyraz!

Jerzy Lewczyński